Recepta na chłód

Blog

Embargo na surowce z Rosji spowodowane inwazją Federacji Rosyjskiej na suwerenną Ukrainę sprawiło, że poszczególne elementy polskiego systemu energetycznego zaczęły składać się jak klocki domina, przy okazji obnażając bardzo poważne konsekwencje błędów i zaniechań politycznych. 5 milionów ton węgla z Rosji, zazwyczaj dobrej jakości i w przyzwoitej cenie, nie trafi w tym roku do indywidualnych gospodarstw domowych i mniejszych ciepłowni, rozsianych po całym kraju. To ok. 40 proc. zapotrzebowania w tzw. sektorze komunalno – bytowym.

Olszewski_recepta na chłód

Jest smutnym paradoksem, że rząd Prawa i Sprawiedliwości, który najgłośniej oskarża inne kraje (przede wszystkim Niemcy) o sponsorowanie rosyjskiego terroryzmu za pomocą zakupów surowców, sam reprezentuje kraj od lat głęboko od Rosji surowcowo uzależniony. Co więcej, ostatnie 7 lat upłynęły pod znakiem szeregu działań, które ową zależność petryfikowały. Rozwój fotowoltaiki i energetyki wiatrowej nie zapobiegłby dzisiejszym kłopotom, ale mógł sprawić, że niedobory byłyby mniejsze. Tak się nie stanie – zduszenie branży wiatrowej i świetnie rozwijającej się fotowoltaiki sprawiły, że wyjście z ciasnych objęć Federacji Rosyjskiej staje się bardzo bolesne.

Na nieszczęście za sprawą szeregu czynników (ożywienie po pandemii, duży popyt) jeszcze przed wybuchem wojny ceny węgla dramatycznie wzrosły, a wojna Rosji wobec Ukrainy dopełniła fatalnego obrazu. Już w kwietniu tego roku Polski Alarm Smogowy ostrzegał, że cena surowca rok do roku wzrosła o ponad 100 proc. Od tego czasu sytuacja jeszcze się pogorszyła, co w praktyce wygląda następująco: właściciel nowego domu o powierzchni 150 m.kw., ogrzewanego piecem na tzw. eko – groszek, potrzebuje ok. 7 ton węgla na sezon grzewczy. Jesienią ubiegłego roku oznaczało to łączny wydatek ok. 10 tys. złotych. Tej jesieni będzie musiał wydać ok. 22 tysięcy złotych. Jeszcze większą dynamikę mają wzrosty cen energii elektrycznej i gazu, niemniej jednak konsumentów, tak indywidualnych, jak i samorządy, czekają horrendalne podwyżki, która zrujnują budżety. Dlatego w Polsce dochodzi do zdarzeń niespotykanych: właściciele domów jednorodzinnych brali latem tego roku kredyty na zakup opału, kolejne miasta informują o planowanych oszczędnościach. W szkołach ma być zimniej, a w razie ostrej zimy dzieci prawdopodobnie będą uczyć się w domu, część samorządów zapowiedziała, że zacznie, podobnie jak w czasie pandemii wygaszać uliczne oświetlenie. Rozpoczęło się rozpaczliwe poszukiwanie oszczędności, i nic w tym dziwnego, skoro tylko Kraków szacuje, że koszty zużycia energii wzrosną w 2023 o 400 mln złotych.

Jaka jest recepta na podwyżki? Polski rząd, i nie jest to żaden wyjątek na mapie Europy, obawia się wybuchu protestów społecznych. Ostrzeżenie kanclerza Olafa Scholza, który przekonuje, że znacząco wyższe rachunki to dla Niemiec „społeczny materiał wybuchowy” zostało usłyszane również i  Warszawie. Receptą ma więc być doraźne i objawowe działanie w postaci tzw. dodatków węglowych.  To nic innego jak jednorazowy zastrzyk finansowy w wysokości 3 tys. złotych dla każdego gospodarstwa domowego ogrzewanego węglem, paliwami węglopochodnymi, pelletem, olejem opałowym, gazem LPG i drewnem kawałkowym. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem – podobne działania podejmują inne kraje. Np. Włochy obniżyły akcyzę na benzynę, olej napędowy oraz gaz, niższe są również opłaty za energię elektryczną dla gospodarstw domowych i mniejszych firm. Podobne rozwiązania wprowadzają również Francja i Niemcy. W polskim rządzie trwa natomiast ostry spór, kto odpowiada za złe zarządzanie zasobami energetycznymi – mimo że o wysokim ryzyku wojny polskie władze wiedziały już późną jesienią ubiegłego roku, nie przygotowały się na kryzys. Festiwal oskarżeń, jakimi przerzucają się frakcje premiera Mateusza Morawieckiego i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina o mały włos nie doprowadził do przewrotu rządowego.  

Diabeł tkwi w szczegółach. Można dyskutować, na ile sensowne jest działanie objawowe, choć z drugiej strony polski rząd nie miał szans, by w krótkim czasie wprowadzić rozwiązania strukturalne, które obniżyłyby wysokie ceny energii. Tajemnicą również pozostaje fakt, dlaczego rząd zgadza się na ciągłe podnoszenie cen energii, po to, żeby następnie rozdawać pieniądze w formie zapomóg. Natomiast liczni eksperci wskazują, że dodatek węglowy zawiera w sobie fundamentalną niesprawiedliwość, faworyzuje bowiem część gospodarstw, omijając pozostałe, które przecież równie ucierpią na podwyżkach cen energii. Żeby uciec przed tymi oskarżeniami, rząd wpadł w spiralę wydatków, wymyślając ulgi dla coraz to nowych odbiorców energii, co nie zmienia faktu, że sam dodatek węglowy to nic innego, jak forma wsparcia dla najbardziej zapóźnionych gospodarstw domowych. Jak niesprawiedliwą ma formę, widać świetnie na przykładzie Małopolski, gdzie od stycznia 2023 miała zacząć obowiązywać uchwała antysmogowa, eliminująca z rynku pozaklasowe kotły (czy zacznie, to zupełnie inna sprawa, bardziej prawdopodobne bowiem, że samorząd opóźni jej wejście w życie). Jeśli ktoś wymienił pozaklasowy kocioł na pompę ciepła, wsparcia nie dostanie. Nie ma również zróżnicowania pod kątem dochodów: niezależnie więc, czy właściciele pieca na pelet są zamożni, czy klepią biedę – ustawa zapewni im wsparcie finansowe. W ten oto sposób rząd umacnia i faworyzuję gospodarstwa, które odpowiadają za zanieczyszczenie powietrza. Z szacunkowych danych wynika, że dodatek otrzymają co najmniej 3 mln gospodarstw z piecami węglowymi – lwia ich część to instalacje pozaklasowe, które powinny zostać jak najszybciej zlikwidowane.

Może się jednak okazać, że dodatek węglowy i tak nie zostanie wykorzystany do zakupu węgla. Na początku sezonu grzewczego surowca jest zdecydowanie zbyt mało, by spokojnie myśleć o zimie. Część gospodarstw nie ma opału na cały sezon grzewczy, a zapisy na węgiel i wielodniowe kolejki do kopalnianych punktów sprzedaży przypominają już to, o czym po upadku komunizmu zdążyliśmy zapomnieć – czasy powszechnego niedoboru i lodowatych mieszkań.

Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.